piątek, 20 marca 2015

Koszmar.

Od kiedy zostałam mamą, nęka mnie pewien koszmar. Regularnie budzę się zlana potem. Śni mi się pożar w mieszkaniu -  kiedy zauważam dym, zaczynam panikować i wybiegam przez płomienie na korytarz. Kiedy jestem bezpieczna, przypominam sobie o Józefie, który został w łóżeczku. Słyszę jego płacz, ale nie mogę się cofnąć. Ogień jest już zbyt duży. Zapomniałam o dziecku. Co ze mnie za matka? Kobieta (mężczyzna zresztą też) powinna chronić potomka własną piersią, otaczać opieką. Być pierwszą i ostatnią instancją. Bezpieczeństwem. Zaufaniem. Budzę się i długo nie mogę zasnąć. We śnie daję dupy na całej linii, dlatego na jawie staram się mieć oczy dookoła głowy. Przewiduję, wyprzedzam wydarzenia i wypadki. Trzymam za rękę, tłumaczę 200 razy, że pewne rzeczy są niebezpieczne. Nie straszę jednak - niech lubi świat.

Od wczoraj mam przed oczami przerażonego, trzyletniego chłopca, który biegał bezradnie po placu zabaw. Maluch z plecaczkiem. Zgubił się. Nie wiedział, gdzie jest jego mama. Nie wiedział, gdzie mieszka. Jak ma na nazwisko. Nie miał adresu na metce kurteczki. Przestraszył się policjanta, którego wezwał jeden z tatusiów. Widziałam jak odjeżdżali radiowozem. Mam nadzieję, że ta historia skończyła się szybko i dobrze.

Mojego mężczyznę na wszelki wypadek uzbroiłam w wiedzę podstawową dawno temu - adres nasz, babci, imię i nazwisko. Ale i tak trzymam go za rękę. Mocno-mocno.