Kiedy byłam mała, nigdy się nie nudziłam. Miałam (i mam) szczęście mieć rodzeństwo - takie ustrojstwo do zabawy, bicia i ćwiczenia (najwyraźniej bezskutecznego) stosunków społecznych. Miałam (i mam) też książki. Prawdopodobnie najważniejszą z nich był wielki atlas, który sponsorował nasze (moje i Kary) wielogodzinne zabawy w stolice i flagi. Dzięki temu licealne kartkówki z gegry u pani Mydło były dla mnie bułką z masłem, a i oglądanie olimpiady nie nastręczało mi większych trudności w lokalizacji egzotycznych zakątków (jeśli zawodnik był z Myanmaru albo Trinidadu,wystarczyło tylko sięgnąć po drobną, analogową pomoc:P), że o grze w "państwamiasta" nie wspomnę. Dziecko padło niedaleko od mojej bujnej jabłoni, toteż wieczory, poranki, przedpołudnia, a także czas po podwieczorku spędza na studiowaniu atlasu (kto żyw, niech pędzi do księgarni po "Mapy" Mizielińskich - GENIALNE), przyswajając kolejne informacje.
Efektem są dialogi (monologi też):
- Mamo, patrz, to jest rejestracja samochodu z Polskiej.
- Józek, znowu masz katar?
- Mhm, a wiesz, że Katar to też jest taka miejscowość?
- A pamiętasz, jak mówi się w Kanadzie?
- Po kanadzku.
- Po angielsku i francusku. A wiesz, gdzie jeszcze mówi się po francusku?
- W Australii i... Anglii.
- Mamo, a jaką flagę ma Oława?
- Oława ma herb.
- Biało-czerwony?
- Józek, a jak nazywa się stolica Hiszpanii?
- Yyy... Berlin?
- Nie, Berlin to stolica Niemiec. A Hiszpanii to Ma...?
- Masterdam!
- Mamo, a dlaczego Meksyk ma stolicę Meksyk, a Australia nazywa się jak kraj Australia?!? Nie można tego nazwać jakoś inaczej?
- Mamo, a wiesz, że na Fidżi mówi się po fidżijsku i angielsku?
- Nie wiem. Jest taki język jak fidżijski? Poważnie?
Jest. Sprawdziłam. A na Madagaskarze używa się malgaskiego i francuskiego - Józek mi powiedział.
Podróż przez lądy i oceany trwa.