Jedziemy autem dziadka. Nagle Józef, patrząc intensywnie w punkt przed sobą, oświadcza:
- Mamo, jest mi za ciemno.
Tu należy dodać, że podróż odbywa się w godzinach porannych - 9.00, czas środkowoeuropejski. Okolice Bolkowa. Na dworze jadowite słońce, tradycyjnie wędrujące w stronę zenitu.
Moja bujna wyobraźnia podpowiada mi najgorsze scenariusze, dlatego zaczynam panikować:
- Jak to?!? Józef, co się dzieje?!? Nic nie widzisz?!? - macham ręką przed oczami ociemniałego syna (Toczeń?! Sarkoidoza?!?).
Wtem Józef odwraca się do mnie powoli, patrzy w oczy i mówi:
- Mamo, bo ja MUSZĘ włączyć to światełko na górze.
Kurtyna (opadająca powoli i depresyjnie, trochę zawstydzona).