czwartek, 28 stycznia 2016

Na dobranoc.

Wieczór. Czytam dziecku "Królewnę Śnieżkę". W świecie idealnym mój śliczny kanaczek usnąłby z błogim uśmiechem (w koronkowej pościeli), natomiast realia są takie, że o ile moja głowa się kiwa, o tyle on na swojej staje i bawi się w najlepsze. Niewiele myśląc, wpadam wprost w objęcia Morfeusza. Moszczę się w jego kipiących testosteronem zakamarkach, gdy ciszę przecina okrzyk: 

- Mamo! Mamo!!! - natychmiast otwieram oczy i siadam, jakby mi ktoś chlusnął wiadrem zimnej wody w twarz. - O, więc ty żyjesz. A wyglądałaś, jakbyś zjadła zatrute jabłko.

Na wszelki wypadek: AAA. Na białym koniu księcia przysposobię. Tylko poważne oferty ze zdjęciem.