środa, 13 stycznia 2016

O falstartach.

Dawno, dawno temu na trasie Wrocław-Oława (a może odwrotnie?) miała miejsce podróż historyczna. W rolach głównych wystąpili: Mężczyzna Wielki jak Smok, Dziewczyna oraz samochód marki polonez. Gdy odyseja nabierała rumieńców, a kultowe auto rozpędzało się do setki, Mężczyzna włączył muzykę.
- Fajne. Co to? - spytała Ona.
- Rammstein. - odparł On rzeczowo.
- Aaa... - smutno skonstatowała Dziewczyna. - Jak Rammstein, to nie lubię.

Ta historia żyje, przekazywana z pokolenia na pokolenie, ilustrując z właściwym sobie wdziękiem moc przekonań i deklaracji. I wciąż wyciska ze mnie łzy serdecznego uśmiechu. Pozdrawiam bohaterów!

Wczoraj Syn dopisał epilog.

- Mamo, co robisz na obiad? - spytało dziecko żywo zainteresowane tematem spożywczym.
- Zupę jarzynową. - odpowiedziałam szczerze jak na spowiedzi.
- Ble! Fuj! Okropnie! Nie lubię zupy jarzynowej. - zademonstrował swoją niechęć Syn, załamując przy okazji ręce, robiąc miny i wystawiając język.
- Poważnie mówisz? Przecież zawsze to była twoja ulubiona zupa. - nie uwierzyłam, zachowując stoicki spokój.
- A, rzeczywiście. Pomyliło mi się.

Zjadł. I jestem pewna, że ma serce do Rammsteina.