piątek, 1 stycznia 2016

Spójrzmy prawdzie w oczy.

W domu moich rodziców jest tradycja obiadów noworocznych. Nieimprezowy tato, który najczęściej zasypia przed północą, wstaje o świcie, żeby przygotować wielogodzinne "coś ekstra". W tym roku padło na gęś. Józef obserwował uważnie wszystkie etapy przygotowań, w niektórych brał czynny udział, ale przede wszystkim pytał:

- Dziadku, a co to jest?
- Serca.
- A to?
- Żołądki. - w moim przewraca się na sam widok podrobów.
- A to jest... Yyy... Ciało gęsi?

Od tego czasu denaci stają mi w gardle. Dziś obiad jest wolny od nieboszczyków - wyłącznie nieczuły brokuł, złożony do piekarnika na trzy zdrowaśki.