wtorek, 14 lutego 2017

Wpis walentynkowy.

Kolacja. Dziecku ust korale się nie zamykają. Piskom, chichotom, gawędom nie ma końca. Rozbrykany Józ zwija dłoń w trąbkę, wystawia przez nią jęzor, by wyznać:
- Mamo, nie mogę się doczekać, jak będę dorosły.
- Dlaczego? - pytam. Ostatnio, jak chciał być dorosły, chodziło o możliwość picia pepsi i posiadanie prawa jazdy.
- Będę mógł się całować o tak. - i demonstruje namiętny pocałunek. - Z językiem. - uśmiecha się szelmowsko. Ja także.
- Ale wiesz, że to przeważnie z kobietą, którą się kocha?
- A ja kocham ciebie! - i diablo uradowany puentą, stara się oblizać moją twarz.

Trzeba ważyć słowa przy Edypie.