- No, ale smakuje jak Augumentin*.
- Yyy... A mogę spróbować?
- Ale przecież ty jesteś zdrowa!
* blog nie zawiera treści religijnych
To my - Józek (syn) i Lilka (matka, niekiedy święta, częściej nieszczególnie). Kochamy i podziwiamy. Siebie, innych, świat, drobiazgi i wielkie formaty. Przeżywamy, obserwujemy, rozmawiamy. A ja, mama, zapisuję. Dla siebie i Ciebie.
- Józek, co dzisiaj jadłeś? - pytam z troską.
- Aaa wiesz, jakieś produkty do jedzenia i konserwanty.
Ta. I syrop glukozowo-fruktozowy.
Przy śniadaniu: - Wiesz, mamo, kiedyś przestanę interesować się autami. I będę interesował się samolotami.
Czuję dreszczyk podniecenia.
Godzina 23. Słyszę, że się kręci, ziewa, posapuje. Obudził się. Czekam. Nieśmiało wchodzi. Kapcie na małych girach, oczy zamknięte, uśmiech od ucha do ucha.
- Wszystko ok? - skinienie.
- Dobrze się czujesz? - bezgłośne potwierdzenie.
- Chcesz pić? Siku? - kręci głową.
- Chcesz ze mną spać? - pytam z nadzieją. Chce. Zawsze chce. Idę wydeptaną ścieżką po Jego kołdrę. Tulę. Ja też nie lubię spać sama.
- Tato, a dlaczego pracujesz w teatru, a nie normalnej pracy, w której się nie śpiewa?
No właśnie?