Pogoda jest duszna i lepka. Każdy krok stanowi koszmarny wysiłek, dlatego staramy się sprawnie pokonywać odległości (przynajmniej niektórzy...). Zwłaszcza jeśli punktem docelowym jest basen. Idziemy dziarsko. Nagle Józef zatrzymuje się, kontempluje, podnosi kamień. Właściwie kawałek żużlu.
- Józef, chodź szybko! - niecierpliwię się.
- Mamo, ale ja musze wziąć kamień!
- Po co ci to?
- Mamo! Ale to jest kamień filozoficzny!
Ale nie, że taki zwykły. Ten zamienia wszystko w samochody.