Matko Święta!
* blog nie zawiera treści religijnych
To my - Józek (syn) i Lilka (matka, niekiedy święta, częściej nieszczególnie). Kochamy i podziwiamy. Siebie, innych, świat, drobiazgi i wielkie formaty. Przeżywamy, obserwujemy, rozmawiamy. A ja, mama, zapisuję. Dla siebie i Ciebie.
sobota, 11 lutego 2023
Jaka to melodia?
sobota, 8 lipca 2017
Post hydrauliczy.
Raz do roku wyjeżdżamy z chórem na warsztaty, zabierając wszystkie przyległości. Dzieci (aktualnie sztuk 6), mężony, psy. Intensywna praca przetykana jest sielanką - dobrą kawą, krzepiącymi rozmowami, domowymi wypiekami, spacerami.
Kiedy ładowaliśmy akumulatory urodzinowym serniczkiem Emilki, nadbiegł wzburzony Józef i wyryczał z pasją:
- Mamo! A Kamila i Hania dotykały tej kostki w toalecie, a potem brały palce do buzi!
- Kolego, a ty musisz kablować?
- W tej sytuacji to chyba... kiblować.
niedziela, 25 czerwca 2017
Balon.
Wracam z pracy później. Za późno. Jadąc pociągiem, wiercę się niespokojnie. Tęsknię. Mam wyrzuty sumienia. Od progu wita mnie radosne: "Mamo! Wróciłaś!". Klik. Znowu jestem naprawdę.
Niedziela. Jedyny wolny dzień w tym, wybitnie zresztą ciężkim, tygodniu. Gorąco jak w piekle. Dusza objuczona problemami, a od świtu harmonogram napięty. Zapierdalam po mieście, spinam tematy, zdążam, nie zdążam i chyba akumulator pada. I gdzie ja podziałam ten paragon? I zapomniałam skarpet dla dziecka. I telefon zostawiłam w chacie. Która godzina? Zaczynam się irytować. Językiem rozcieram o podniebienie wszystkie brzydkie wyrazy, które chciałabym teraz wykrzyczeć. Tupiąc. A Józek ględzi bez przerwy. Ględzi i nuci. Natomiast ja potrzebuję spokoju. Ciszy.
- Józek, jestem wściekła. Byłbyś uprzejmy pomilczeć przez moment?
- No, ale mamo. Mogę ci coś powiedzieć?
- Józef, błagam...
- No, ale...
- Józef! Cisza! Chwila ciszy! Rozumiesz? Bez nucenia i gadania! - syn się obraża. Mnie wybuch też nie pomaga.
Nie mija 30 sekund, kiedy młodzież kojąco zagaja:
- Słuchaj, a wiesz, że ja umiem być cicho? Inaczej można powiedzieć, że jestem wtedy zamknięty w sobie. Czyli powściągliwy. Jak Finlandzycy, wiesz? Oni są zamknięci w sobie. Jak ja teraz. - i tak sobie peroruje. Buzia mu się nie zamyka. A ja pękam jak balon. Rechoczę. Jestem.
poniedziałek, 3 kwietnia 2017
Krew z krwi.
Słynę w rodzinie z pewnej dość hm... specyficznej umiejętności. A właściwie jej braku. Otóż za wafla nie umiem opowiadać dowcipów. Marnuję nawet najbardziej soczystą puentę, zapominając o jakimś istotnym szczególe. Opowiadanie często zaczynam od końca, a kiedy zorientuję się, że spaliłam, wybucham homeryckim śmiechem. No i wychodzi na to, ze jedyną rozbawioną osobą jestem ja. Bawią mnie też suchary. No i bywa, że chichoczę w samym środeczku żartu, doceniając absurdalne zawiązanie akcji, cechy konstrukcyjne. Niech szlag trafi teorię literatury. Niech cholera weźmie strukturalizm. I Wielkie Figury Semantyczne!
Syn zdecydowanie udał się w mamine ślady. Upadł sobie obok mojej, suchawej ostatnimi czasy, jabłoni i pielęgnuje rodzinną tradycję, sypiąc dowcipami z rękawa. Udatnie.
- Mamo! Mamo! A wiesz, co fryzjer ma w lodówce? - pyta Mistrz Suchara.
- Otóż nie wiem. - no przecież nie powiem, że "ma szynki". Niech se poszarżuje. - Co?
- SZYNKI! - wykrzykuje Józef, zataczając się ze śmiechu.
Takie DNA to ja rozumiem!
sobota, 1 kwietnia 2017
Tyle wiemy o sobie.
Wieczór. Samica i jej młode pielęgnują więzy rodzinne. W legowisku. Czytając baśnie, które w naturalny sposób naprowadzają wieczorne dyskusje na tor ontologiczny.
Gadamy o istocie miłości w życiu, o szczęściu, szacunku.
- No widzisz. Serce jest najważniejsze. - pokusa wygłoszenia komunału jest silniejsza od szkiełka i oka.
- Nieprawda. Żołądek i wątroba. - racjonalizuje Syn, po namyśle dodając. - I drogi żółciowe.
Typowy facet.
wtorek, 14 lutego 2017
Wpis walentynkowy.
Kolacja. Dziecku ust korale się nie zamykają. Piskom, chichotom, gawędom nie ma końca. Rozbrykany Józ zwija dłoń w trąbkę, wystawia przez nią jęzor, by wyznać:
- Mamo, nie mogę się doczekać, jak będę dorosły.
- Dlaczego? - pytam. Ostatnio, jak chciał być dorosły, chodziło o możliwość picia pepsi i posiadanie prawa jazdy.
- Będę mógł się całować o tak. - i demonstruje namiętny pocałunek. - Z językiem. - uśmiecha się szelmowsko. Ja także.
- Ale wiesz, że to przeważnie z kobietą, którą się kocha?
- A ja kocham ciebie! - i diablo uradowany puentą, stara się oblizać moją twarz.
Trzeba ważyć słowa przy Edypie.
piątek, 9 grudnia 2016
Świat wartości.
Piątek, godz. 18.00. Wracamy z angielskiego przez skwer - chodnik skrzy się w świetle latarni, chłodek mrozi oddechy. Gadamy o życiu, zawiłościach lingwistycznych, kibelkach. W torbie niosę dwa pączki - taka nasza piątkowa tradycja podwieczorków. Odrobina rozpusty po pracowitym tygodniu. Dostrzegam monetę, więc schylam się, podnoszę i chowam do kieszeni płaszcza:
- Widziałeś? Znalazłam grosz. Na szczęście.
- Na szczęście... - schyla się Józef. - Znalazłem patyk.
Spod szalików słychać dwa parsknięcia.