sobota, 27 czerwca 2015

Brazylijski serial

Józef boleśnie doświadczył ostatnio prawdy jak świat starej -  kobieta zmienną jest. Nawet ta czteroletnia. Martynka ostatecznie wybrała Karola, porzucając bezpowrotnie Józefa. Zrezygnowała z czarującego, bystrego, przystojnego i obdarzonego niezwykłą pogodą ducha chłopca na rzecz jego przyjaciela. Typowe.

- Wiesz, mamo, a Martynka już nie jest moją dziewczyną tylko Karola. Bo ona go woli. - zrobił smutną minę obliczoną na ułamek sekundy i dał się ponieść pierwiastkowi refleksyjnemu. - Szkoda, bo już nie będzie do mnie mówiła "zrobiłam kupę na dywan", ani "idź sobie z górki". (...nieodżałowana strata, czyż nie?)
Dzięki swojemu wrodzonemu pozytywnemu usposobieniu, Józef nie trwał w stuporze długo. Zaledwie wspomniał o tym przykrym incydencie damsko-męskim, by natychmiast ujrzeć płomyk nadziei: - Ale teraz mam nową dziewczynę, Emilkę. I ona dała mi obrzydliwego buziaka. 

Zdaje się, że mój syn ma bogatsze życie uczuciowe niż niejeden dorosły.

Aaa. Inżynier potrzebny od zaraz.

Józef należy do grupy dzieci, która w przekonaniu wielu osób jest poszkodowana. Ma dwa nazwiska, długie włosy i Józef na imię. Masakra, nie? Ale najgorsze jest to, że nie wolno mu grać na kompie/tablecie/telefonie w nic. NIC. Wolno mu grać analogowo. Z ludźmi. Na lajfie. Wolno mu układać puzzle. Kolorować i rysować na tablecie. Uczyć się języków, układając obrazki. Śpiewać piosenki. Ale engryberdsami postrzelać nie może. Ma jeszcze czas na naukę, jak nie spędzać czasu z ludźmi i zapominać o świecie. 
Nie znaczy to jednak, że technologie XXI wieku są mu obce. Z chęcią uczy się pisania na kompie. Ostatnio weszłam do pokoju, gdzie Józef ostro tworzył. Moim oczom ukazał się napis: E+E=TYSIONC. 

Nie wiem. Może to jakieś rozwinięcie dotychczasowych teorii?

wtorek, 16 czerwca 2015

Geografia.

Kiedy byłam mała, nigdy się nie nudziłam. Miałam (i mam) szczęście mieć rodzeństwo - takie ustrojstwo do zabawy, bicia i ćwiczenia (najwyraźniej bezskutecznego) stosunków społecznych. Miałam (i mam) też książki. Prawdopodobnie najważniejszą z nich był wielki atlas, który sponsorował nasze (moje i Kary) wielogodzinne zabawy w stolice i flagi. Dzięki temu licealne kartkówki z gegry u pani Mydło były dla mnie bułką z masłem, a i oglądanie olimpiady nie nastręczało mi większych trudności w lokalizacji egzotycznych zakątków (jeśli zawodnik był z Myanmaru albo Trinidadu,wystarczyło tylko sięgnąć po drobną, analogową pomoc:P), że o grze w "państwamiasta" nie wspomnę. Dziecko padło niedaleko od mojej bujnej jabłoni, toteż wieczory, poranki, przedpołudnia, a także czas po podwieczorku spędza na studiowaniu atlasu (kto żyw, niech pędzi do księgarni po "Mapy" Mizielińskich - GENIALNE), przyswajając kolejne informacje.

Efektem są dialogi (monologi też):

- Mamo, patrz, to jest rejestracja samochodu z Polskiej.

- Józek, znowu masz katar?
- Mhm, a wiesz, że Katar to też jest taka miejscowość?

- A pamiętasz, jak mówi się w Kanadzie?
- Po kanadzku.
- Po angielsku i francusku. A wiesz, gdzie jeszcze mówi się po francusku?
- W Australii i... Anglii.

- Mamo, a jaką flagę ma Oława?
- Oława ma herb.
- Biało-czerwony?

- Józek, a jak nazywa się stolica Hiszpanii?
- Yyy... Berlin?
- Nie, Berlin to stolica Niemiec. A Hiszpanii to Ma...?
- Masterdam!

- Mamo, a dlaczego Meksyk ma stolicę Meksyk, a Australia nazywa się jak kraj Australia?!? Nie można tego nazwać jakoś inaczej?

- Mamo, a wiesz, że na Fidżi mówi się po fidżijsku i angielsku?
- Nie wiem. Jest taki język jak fidżijski? Poważnie?

Jest. Sprawdziłam. A na Madagaskarze używa się malgaskiego i francuskiego - Józek mi powiedział.

Podróż przez lądy i oceany trwa. 

wtorek, 9 czerwca 2015

I stała się Wiedza.

Bawimy się. Józek jest Józkiem, a ja jestem Pastą - Aquafresh, bohaterką ostatnich dziecięcych snów i zabaw.  Dziecko czyta mi książkę o literach. Przy każdej kolejnej ta sama śpiewka:
- Pasto, czy wiesz, co to za litera?
- Nie, nie wiem. - odpowiadam z entuzjazmem.
- To jest "a". - i dalej według schematu.
Niestety przy "k" kończy się Józowi cierpliwość do analfabetki.
- Jak to nie wiesz, jaka to litera? - wykrzykuje oburzony. - Proszę wiedzieć!

Idę zwalczać przeciwności losu niezachwianą wiarą w moc Słowa.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Mister Dobra Rada.

Gotuję obiad - najukochańszą zupę najukochańszego dziecka. Pomidorową z makaronem literkowym (inne są po prostu nudne). Ostatnia prosta - sypię makaron do garnka.

- Mamuśku, tylko nie syp za dużo, żeby ci się nie zrobił kleik jak ostatnio.


Moja krynica. Źrenica mego oka. Na cóż mąż?