sobota, 26 września 2015

Gender studies.

Zakupy terapeutyczne. Łażę jak widziadło między półkami, ciągnąc nogę za nogą. Bezmyślnie oglądam to i tamto. Maseczka przeciwzmarszczkowa? Może być. Musi, cholera.
Józef żwawo przemierza kolejne kilometry, chowa się między wieszakami, żebrze o żelki. Nagle przybiega, patrzy mi w oczy i pyta:

- Mamo, a właściwie dlaczego, jak się jest z kobietą na zakupach, to trzeba być długo?

Bo tak!

czwartek, 17 września 2015

Agnieszka.

Pisałam już o Agnieszce, mojej młodszej, ślicznej i mądrej siostrze. Niezmiennie jest obiektem podziwu. Mojego, bo nie wiem, jak można studiować mechanikę i budowę maszyn, będąc przy okazji kwintesencją (nieco autorytarnej) kobiecości. Oraz Józefa, bo wszystko.

Pani Polibuda cierpliwie ogląda z dzieckiem filmy dokumentalne o frezowaniu kół zębatych, produkcji chłodnic czy działaniu sprzęgieł. I wcale nie szuka poklasku.
Z właściwą sobie precyzją przekazuje informacje, dotyczące budowy samolotu. I nie, nie unosi się gniewem, gdy Józef zadaje setny raz to samo pytanie.
Dzwoni z prośbą, bym przekazała Józefowi wiadomość, że "zje wszystkie ciastka", nie unosząc się ani na moment pychą. Tak tylko się droczy.
I pozwala pomagać w zmianie koła od roweru. Łaskawa jest, Zouza.
Wszystko znosi.
Taka jest ta nasza Aga Kochana.

Dlatego wcale się nie dziwię, kiedy rano Józef przestawia mi zegarek na 12.00 i mówi, że skoro już zaspaliśmy do przedszkola, to chętnie wybierze się do Agi.

Z jakiegoś powodu jednak Józef postanowił zabawić się Agą, która odbierała go wczoraj z przedszkola. Na jej widok stwierdził, że nie zna tej pani, nie wie, kim ona jest, a w ogóle to mówi do niej "proszę panią" (tak, popracujemy nad odmianą). Kiedy Agnieszka i pani Gosia zdążyły się już spocić udziałem w tej spontanicznej sztuce teatralnej, Józef chwycił za rękę swoją idolkę i gładko wyszedł z roli:

- Chodź, Aga. Idziemy do domu.

Urodzony aktor. Po tacie?




środa, 16 września 2015

Powiedzenia i przysłowia za 10 punktów.

Wrocław. Jedziemy tramwajem. Na każdym przystanku Józef triumfalnie wykrzykuje:
- O! Jesteśmy na "ej"!
Tramwaj ospale rusza, by dziecko straciło zapał i głosem melancholijnym skonstatowało:
- Już nie jesteśmy na "ej".

Efektem moich intensywnych procesów myślowych jest wspomnienie porzekadła: "Na ej to tramwaj staje".

środa, 9 września 2015

Truizmy, głupcze!

Wieczorne, matczyno-synowskie trwają pieszczoty. W świetle gwiazd (z nocnej lampki, rzecz jasna) buziakom i tuleniu nie ma końca.

- Kocham cię bardzo, synu. I cieszę się, że ze mną jesteś.
- No wiesz, mamo... - wzrusza ramionami. - Dzieci takie właśnie są.
Uśmiecham się szeroko na takie dictum:
- Czyli jakie? Kochane?
- Nie, no wiesz... - odpowiada tonem Vito Corleone. - Naturalne i szczere.

Zupełnie jak moje nieujarzmione rżenie.

piątek, 4 września 2015

Iluzja.

- Ej, Aga. A jak przyszedłem tu z nissanem to pomyślałaś, że jestem ludzikiem lego?

No. Prawie wrzuciła go do pudełka z klockami.

Życzenie.

Wieczór. Leżymy razem w łóżku. Ja zasypiam, pogrążona w przedsennych marzeniach, dziecko wręcz przeciwnie. Dziecko chce się bawić.

- Mamo, chcę się bawić. Ja będę jechał samochodem fiatem pieńcetem, a ty będziesz kotem. Takim biednym kotem na dworze. I będzie padał deszcz, a ty zmokniesz i ja się zatrzymam, i zabiorę cię do auta. I pojedziemy do domu. I wysuszę cię suszarką. I położę cię na kocyku , a później zrobię ci taki specjalny prysznic ze śliny kota. I dam ci mokre jedzenie. I przykryję cię kocykiem, wiesz? No? To co? Bawimy się?

Nie odpowiedziałam. Oszołomiona otarłam tylko łzę wzruszenia.

Nie zgub tego, Synu. Nigdy.

środa, 2 września 2015

Legenda o McDonaldzie.

- Józek, powiedz, co babcia czytała ci wczoraj na dobranoc.
- Aaa, o smoku mi czytała. - niechętnie odpowiada Józef. Przecież od zadawania pytań jest on.

 Dwieście pytań i tyleż zdawkowych odpowiedzi później.

- No dobra, a jak Szewczyk Dratewka pozbył się smoka? Co dał mu do jedzenia?
- No ten, krowę.
- Naprawdę? A z czym była ta krowa?
- No... Z keczupem.

Może frytki do tego?