czwartek, 17 września 2015

Agnieszka.

Pisałam już o Agnieszce, mojej młodszej, ślicznej i mądrej siostrze. Niezmiennie jest obiektem podziwu. Mojego, bo nie wiem, jak można studiować mechanikę i budowę maszyn, będąc przy okazji kwintesencją (nieco autorytarnej) kobiecości. Oraz Józefa, bo wszystko.

Pani Polibuda cierpliwie ogląda z dzieckiem filmy dokumentalne o frezowaniu kół zębatych, produkcji chłodnic czy działaniu sprzęgieł. I wcale nie szuka poklasku.
Z właściwą sobie precyzją przekazuje informacje, dotyczące budowy samolotu. I nie, nie unosi się gniewem, gdy Józef zadaje setny raz to samo pytanie.
Dzwoni z prośbą, bym przekazała Józefowi wiadomość, że "zje wszystkie ciastka", nie unosząc się ani na moment pychą. Tak tylko się droczy.
I pozwala pomagać w zmianie koła od roweru. Łaskawa jest, Zouza.
Wszystko znosi.
Taka jest ta nasza Aga Kochana.

Dlatego wcale się nie dziwię, kiedy rano Józef przestawia mi zegarek na 12.00 i mówi, że skoro już zaspaliśmy do przedszkola, to chętnie wybierze się do Agi.

Z jakiegoś powodu jednak Józef postanowił zabawić się Agą, która odbierała go wczoraj z przedszkola. Na jej widok stwierdził, że nie zna tej pani, nie wie, kim ona jest, a w ogóle to mówi do niej "proszę panią" (tak, popracujemy nad odmianą). Kiedy Agnieszka i pani Gosia zdążyły się już spocić udziałem w tej spontanicznej sztuce teatralnej, Józef chwycił za rękę swoją idolkę i gładko wyszedł z roli:

- Chodź, Aga. Idziemy do domu.

Urodzony aktor. Po tacie?